poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Irish village

W sobotnie popołudnia, od dłuższego czasu, jeżeli tylko pogoda pozwala, Lenka uczy się konnej jazdy. Oczywiście jest to jak na razie  forma zabawy i sposób na aktywnie spędzony czas. Kiedy tylko mogę jeżdżę razem z nią, ale odkąd mamy Laurę, dopiero w zeszłą sobotę pojechałyśmy, na babski spacer :) Moja mama, ja i Laura, trzy pokolenia na wiejskiej drodze, wdychające cudnie pachnące wiejskie powietrze, podziwiające widoki... W takich miejscach czuję się jak w Polsce, krajobrazy bardzo przypominają te, które pamiętam z dziecięcych lat. I tylko architektura i angielskie napisy, przywołują mnie do rzeczywistości.
Zresztą zobaczcie same i oceńcie. Ostrzegam jednak, będzie sporo zdjęć!

Zaraz przy stadninie, na polnych wrotach, wita nas taki znak:


Ja jeszcze żadnego byka nie widziałam, ale nie wiem czy chciałabym zobaczyć!






Idąc drogą natrafiłyśmy na gospodarstwo, w którym są hodowane kurki, biegające szczęśliwie po ziemi, dziobające to co znajdą, tzw. kurki wolnego chowu. Przy wjeździe na posesję natrafiłyśmy na to:



Oczywiście kupiłyśmy jajeczka i w niedzielę na śniadanie była pyszna pomarańczowa jajecznica :) Za tydzień, oddamy pudełka i weźmiemy nową porcję jaj. Dodam, że wracając po Lenkę, w pudełku były dołożone nowe jaja :)

Przy głównej drodze, na rogu stoją kamienne domki szeregowe, wiejskie w angielskim stylu. Nie wiem jak bardzo są stare, wiem jednak, że wciąż są zamieszkałe. Przyznacie, że mają swój urok.



Różne kolory drzwi pozwalają zachować indywidualność i charakter domu, domowników, pomimo iż budynki są identyczne. Bardzo mi się podobają tak odważnie pomalowane drzwi, czerwone, żółte, zielone czy niebieskie,  w Irlandii, w której często pada, takie akcenty są jak najbardziej na miejscu.





Te lampy! I love it!!!



Czy wiecie co to za kwiaty? Przyznam, że nigdy wcześniej się z nimi nie spotkałam. Fioletowe drobne kwiatuszki rosnące kaskadowo na murze. Wyglądają pięknie.




Mam nadzieję, że było Wam miło przespacerować się z nami po Irlandzkiej wsi :)
Pozdrawiam!!!

wtorek, 23 kwietnia 2013



Czy Wy też miałyście udany dzień?

U mnie słońce grzało od rana, ciepły wiaterek muskał policzki. Przy takiej pogodzie kawka na świeżym powietrzu jest obowiązkowa. Laura i Lenka dotlenione, zadowolone. Takie wiosenne dni potrafią naładować baterie, zwłaszcza na tutaj, na wyspie, gdzie pogoda jest zmienna jak kobieta. Dzisiaj piękne słońce, jutro ulewny dzień.


Szafirki chwilowo okupowały parapet, dobrze im było w towarzystwie latarni i świeczników, z kwiatkami od Bloomingville konkurowały, które są ładniejsze. Bardzo mi się podoba połączenie delikatności szafirków z surowym wyglądem szklanej osłonki.




Ostatnio mniej mnie na blogu, blogach...Zaglądam, ale nie zostawiam śladu. Nie piszę u siebie. Mam nadzieję, że niedługo przejdzie mi ten ta stagnacja i wrócę z nowymi zdjęciami.
Tymczasem pozdrawiam serdecznie!

środa, 17 kwietnia 2013

Z ładnego lepiej smakuje?

Myślę, że się ze mną zgodzicie. Każda z Nas lubi ładną porcelanę, ceramikę. Przyjemność z jedzenia, podanego na estetycznym talerzu, półmisku itp jest niewątpliwie jeszcze większą ucztą dla podniebienia, nawet wtedy, gdy wcinamy kromkę chleba z masłem :)

Apple crumble, kupne, ale nieprzyzwoicie pyszne! Z dodatkiem lejącego się budyniu i z kleksem bitej śmietany, pychotka, na którą od czasu do czasu sobie pozwalam. Bo muszę się Wam przyznać, że słodycze to moja zguba. Uwielbiam. Ale zwalam to na dziedziczność, mam to po mamie, babci i pewnie prababci...


Talerz ręcznie malowany to zdobycz, oczywiście z pchlego :) Upolowany przez moją mamę, za grosze.
Kobaltowo -błękitne ornamenty, z bielą, bardzo mi się podobają.




A czy Wy przykładacie wagę do tego, na czym podajecie posiłki?


Pozdrawiam!



niedziela, 14 kwietnia 2013

Do You want some cup of tea?

Nie chcę być nudna ani monotematyczna, ale pozwólcie, że jeszcze troszkę pomęczę Was ceramiką od Bloomingville.
W ostatnim wpisie, pokazałam Wam jakie cudeńka min. proponuje marka w kwestii ceramiki, kubki, talerze, miseczki, dzbanuszki... Podczas ostatniej wizyty w pewnym sklepie, o którym można przeczytać tutaj kupiłam coś, o czym od dawna marzyłam. Wiem, przyziemne to było marzenie, ot dzbanuszek. Cena jednak nie była już tak kusząca, jak sama ceramika. Pomyślałam jednak, że skoro już kilka razy podchodzę do zakupu, to w końcu trzeba podjąć męską decyzję!
To już moja trzecia rzecz od Bloomingville, ale nie ostatnia, o nie! Mam zamiar skompletować zastawę, przynajmniej dla czterech osób. Pewnie będzie to trwało i trwało, ale takie oczekiwanie na zakup kolejnego talerzyka, czy kubeczka może być swojego rodzaju zabawą, z której można czerpać radość :)

Zapraszam na herbatkę -





Pozdrawiam serdecznie z bardzo wietrznej dzisiaj wyspy!


wtorek, 9 kwietnia 2013

Bloomingville - ever changing homes


Duńskiej marki Bloomingville chyba nie muszę nikomu przedstawiać.
Skandynawska surowość połączona z elementami, które tą surowość ocieplają. Ponadczasowy design, który idealnie wpasuje się w każde wnętrze. Bogaty wybór dodatków, od uchwytów do komody, po poduszki, taborety, kończąc na meblach.


Ja uwielbiam ich ceramikę, moja skromna kolekcja nie powala na kolana, ale wszystko przede mną :) Sukcesywnie mam zamiar dokupować nowe elementy. Niestety ceny produktów Bloomingville są dość wysokie...nad czym ubolewam, ale i tak od czasu do czasu coś sobie sprawię. Na zdjęcia same zobaczycie, że jest z czego wybierać i co kompletować!
Ostatnio, w końcu kupiłam coś co od dawna zaprzątało moje myśli, trzy razy podchodziłam do kupna tego i w końcu się skusiłam :) Ale o tym, co to takiego, napiszę następnym razem.

Tymczasem zapraszam Was na garść zdjęć zrobionych pomimo zakazu ;)







Pozdrawiam serdecznie!


poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Poświąteczne pstryki

Jak Wam mija poniedziałkowy wieczór?
Prima aprylisowe żarty się udały? Śmigusowe- dyngusowe lanie wody się odbyło? Patrząc na pogodę w Polsce domyślam się, że zamiast lania wody, było rzucanie się śnieżkami :) Zima trzyma, na całego! Nas pogoda też nie rozpieszcza, śniegu nie ma, ale temperatury niziutkie, do tego przenikający do szpiku kości wiatr. Nosa nie chce się wyściubiać z domu. Taką wiosnę piękną mamy. Ale jestem dobrej myśli i mam nadzieję, że to już ostatnie takie podrygi zimy :)

Dzisiaj małe foto pstryki z wczorajszego dnia, takie stołowe migawki. Na luzie.




W sobotę na szybko zrobiłam z mamą wianek. Wystarczyły wierzbowe witki, jajeczka i kokardka z resztek materiałów, którą dostałam przy prezencie od Dorotki. Nigdy nie pozbywam się takich rzeczy, przychodzi taki czas, kiedy można je wykorzystać :)




Pozdrawiam ciepło i życzę słoneczka na nadchodzące dni.