Nie odkryję Ameryki,twierdząc,ze małe drobiazgi cieszą najbardziej,zwłaszcza nas kobiety.
Lubimy sobie poprawiać nastój prezentami,czy to będzie kosmetyczka,nowa para butów(ich nigdy za wiele),czy nowa ściereczka.Takie małe przyjemności potrafią poprawić nastrój w sekundę.
Ja na swój nastrój nie narzekam,Boże broń,ale przyjemność sobie sprawiłam.
Wczoraj pojechaliśmy z M.na zakupy do sklepów typu outlet.Byliśmy tam pierwszy raz i nie wiedziałam czego mogę się spodziewać i jakie sklepy tam znajdę.
Kompleks tych sklepów to nie jest typowe centrum handlowe,są tam małe sklepiki na trzech uliczkach.Całość tworzy jakby zamknięte mini miasteczko.Podobał mi sie ten pomysł,następnym razem wezmę ze sobą aparat i porobię kilka zdjęć,aby i wam pokazać,że centrum handlowe to nie musi być wcale oklepana hala.No,ale nie o tym miało być.
Zaskoczeniem które wprawiło mnie w niepohamowaną radość było odkrycie sklepu
Cath Kidston.
Powiedziałam sobie,że z pustymi rękami z niego nie wyjdę i basta!!!Wśród wielu rzeczy jakie tam były,mój wybór padł na ściereczkę.Maciek oczywiście głupio się pytał:po co Ci ścierka?
Idiotyczne pytanie.jak to po co?Po to by ją mieć i cieszyć nią oko.
Ale nie myślcie sobie,że będę jej używać wedle przeznaczenia,o nie.Z trzema chłopami w domu,ta piękna ściereczka po kilku dniach wyglądałaby jak wyjęta psu z gardła.Jak sobie pomyślę,że oni by tą ściereczką wycierali blaty,wyciągali za jej pomocą tłuste blachy z piekarnika,to aż mną trzęsie.
Na razie więc,ta ślicznotka będzie służyła za mini obrusik,a jak kiedyś będę miała swoja wymarzoną kuchnię,zawiśnie na honorowym miejscu wraz z łapką,którą mam zamiar dokupić przy najbliższej okazji :)



Do zdjęć pozował mini mini Aniołeczek,którego też sobie sprawiłam jakiś czas temu,prawda,że uroczy?

Pozdrawiam serdecznie wszystkich,którzy doszli do końca tego posta :P