Wtorek i środa były dniami naszej intensywnej wycieczki nad ocean,w dwa dni zrobiliśmy ponad 550 mil,zwiedziliśmy kilka miasteczek,poznaliśmy się z oceanem,który pokochałam od pierwszego wejrzenia za jego kolor,zapach i ogrom.Przy oceanie można się poczuć malutkim,bardzo malutkim i bezbronnym.Patrząc na wzburzone fale czujesz respekt przed żywiołem ale i zachwyt.
Zobaczyliśmy kawałek pięknej Irlandii,która w każdym swoim zakątku zachwyca i zadziwia różnorodnością.Moje co.Kildare jest tak inne od co.Cork,a samo Cork sprawiło mi niespodziankę,urocze uliczki ze sklepikami,restauracjami,kawiarniami,wszystko fajnie skumulowane w jednym miejscu,całkiem jak we Wrocławiu...Mogłabym tam zamieszkać,tym bardziej,że do oceanu jest bliziutko...
Nie byłabym sobą gdybym nie przytachała czegoś na pamiątkę,oczywiście czegoś do domku :D I tak w jednej kwiaciarni w uroczym miesteczku kupiłam metalową,okrągłą tacę i słoik z przykrywką w którym na razie zamieszkały muszle zbierane nad oceanem.
Piwonie to imieninowy i z okazji Dnia Matki bukiet,bo oba święta obchodzę w tym samym dniu :) Pięknie mi rozkwitają w tej chwili,codziennie pstrykam im zdjęcia,no nie mogę się oprzeć,tak są piękne!
Pozdrawiam Was truskawkowo :)