
Wczoraj w Irlandii był tzw.Bank Holiday,czyli dzień wolny od pracy,a co za tym idzie,w miasteczku Caragh niedaleko mojego Clane odbywał się pchli targ.
Bardzo lubię tam jeździć,nigdy nie wracam z niego z pustymi rękami.
Tym razem wpadły mi w oko vintagowe świeczniki,uroczo naznaczone zębem czasu-rdzą.

Myślę,że razem z innymi lampionikami,które również udało mi się kupić,będą świetną ozdobą świąteczną i nie tylko.Już właściwie cieszę nimi oko w sypialni.

Pchli targ,to takie miejsce,które uwielbiam.Ta dawka adrenaliny kiedy buszuję miedzy stoiskami:znajdę coś,czy nie znajdę.Upoluję czy okazja przejdzie mi koło nosa.I ten błysk w oku,kiedy coś się wypatrzy,sięgnie ręką,zapyta o cenę,i,okazuje się,że jest śmiesznie niska :) Staram się wtedy nie okazywać zbytniego entuzjazmu,bo a nuż,sprzedawca podniesie cenę ;)
Na pchlich targach poluję właściwie na wszystko,rzeczy do domu,do dekoracji,ubrania,dodatki,książki,biżuterię oraz zabawki dla Lenki,które w sklepach są kilkanaście razy droższe.
Czy Wy też pałacie taką odwzajemnioną miłością do takich miejsc jak pchli targ,giełda staroci czy klamociarnie?

Po co się pytam,przecież znam odpowiedz ;) Pewnie,że pałacie i to ogromną miłością!!!
Oczywiście oprócz pchlich targów robię tez zakupy w normalnych sklepach ;) I tak dziś wpadły w moje ręce bawełniane tasiemki na świąteczną nutę.Lada dzień rusza manufaktura ozdób świątecznych,więc wstążki na pewno pójdą w użycie!


Pozdrawiam ciepło Wszystkich czytaczy-podgladaczy!